Papert, STEAM i rodzice

Data dodania:

Zacznijmy może od rozwikłania pierwszej zagadki: kim jest Seymour Papert. Otóż był on amerykańskim naukowcem i wizjonerem edukacji. To on w latach 60. XX wieku mówił o konieczności przygotowania dzieci na rewolucję cyfrową. To on jako jeden z pierwszych używał klocków Lego i programowania w edukacji. Wierzył w poznawcze możliwości dzieci i ufał, że na bazie doświadczeń są one w stanie same budować wiedzę na temat otaczającego świata. Jego dorobek naukowy znalazł godnego kontynuatora w postaci Mitchela Resnika, który jest współtwórcą jednego z najpopularniejszych narzędzi do nauki programowania dla dzieci, czyli Scratcha.

Ale wróćmy do dzieci i tego, w jaki sposób się uczą. Czy najlepiej jest wtedy, kiedy wszystkie wiadomości dostają podane w ciekawej i atrakcyjnej formie? Otóż nie! Najbardziej efektywny proces edukacyjny zachodzi wtedy, kiedy dziecko, obserwując, zadając i odpowiadając na pytania, samo odkrywa zasady rządzące różnymi zjawiskami. Na bazie tej wiedzy, Papert stworzył osiem zasad edukacyjnego konstrukcjonizmu. I chociaż pisał je głównie w odniesieniu do nowych technologii, my możemy spojrzeć na nie w świetle podejścia opiekunów do najmłodszych dzieci i wdrażania modelu STEAM na co dzień.

Zasady, zasady… i jeszcze raz zasady

Pierwsza zasada to – wspomniane już wcześniej – uczenie się przez tworzenie. Odnosząc ją do STEAMu, możemy powiedzieć, że w sumie jest ona jedną z jego fundamentów. Pozwalając dziecku samodzielnie działać, tworzyć, wyrażać swoje emocje i podążać za fascynacjami, najefektywniej wspieramy je w rozwoju. A jak to się przekłada na rodzicielskie wyzwania?

Ile razy przewracamy oczami, czekając cierpliwie, aż pociecha zapnie guziki, dopasuje but do odpowiedniej nogi albo nabije na widelec zielony groszek? Ile niezbyt przyjaznych myśli przetacza się przez Nasze głowy, kiedy po raz setny musimy sprzątać po pierwszych samodzielnych posiłkach, kąpielach i zabawie naszych dzieci? Jeśli wiele razy – to wspaniale! To znaczy, że dajemy im tę niezbędną do rozwoju przestrzeń. Chociaż nie popieram moich domysłów żadnymi badaniami naukowymi, intuicja podpowiada mi, że Papert zgodziłby się z inną wielką pedagożką – Marią Montessori, której naczelną myślą stało się hasło dziecka “pomóż mi to zrobić samemu”. Bądźmy przewodnikami, umożliwiajmy, obserwujmy, stwarzajmy warunki. Nie wyręczajmy, nie zabraniajmy samodzielności.
W drugiej zasadzie nie sposób uciec przed nowymi technologiami, brzmi ona bowiem: technologia jako tworzywo. Papertowi chodzi w niej o to, że dziecko powinno się stykać z technologią zawsze w kontekście jakiegoś innego działania. Ta zasada również współgra idealnie ze STEAMowym komponentem technologicznym. Technologia w STEAM to wszystko to, co służy innym działaniom, niekoniecznie musi być cyfrowa, ale nigdy jej użycie nie jest celem samym w sobie. Niestety – bardzo często relacja dziecko-technologia, ogranicza się tylko do tych dwóch stron – nie ma w niej miejsca na twórczość, pasje, o nauce nie wspominając. Niestety bywa i tak, że to my jako rodzice, prezentujemy technologię głównie jako źródło rozrywki (i niech rzuci kamieniem ten, kto nigdy się tym nie ratował…). Warto jednak – bez oceniania i wyrzutów sumienia – nawet w sytuacjach, w których technologia nas ratuje (a nie zna takich tylko ten, kto nie musiał robić dwulatce nebulizacji lub nie był z przedszkolakiem na zdalnej pracy) – pokazywać, że to tylko narzędzie: do tego, żeby stworzyć rysunek, film, żeby dowiedzieć się czegoś o tym samochodzie, o którym dziecko opowiada od tygodnia, o dziobaku, który od wczoraj jest jego ulubionym zwierzęciem i tak dalej. I najważniejsze – w pierwszych kontaktach – bądźmy razem, pokazujmy, że my też używamy technologii jako narzędzia: kalendarza, notatnika, latarki, mapy…
Brzmienie trzeciej zasady może nas nieco niepokoić, ponieważ Papert mówi w niej o ostrej zabawie – mając na myśli to, że zadania jakie dajemy naszym dzieciom nie powinny być zbyt łatwe – musi w nich być wyzwanie. Jak w edukacji, tak i w życiu. Choć czujesz nagły przypływ adrenaliny widząc swoje dziecko na drabinie, jestem pewna, że pod spodem jest cała masa dumy i przekonania, że dziecko sobie poradzi. W tej zasadzie chodzi też o to, żeby zwracać uwagę na to, czy dziecko ma satysfakcję z podejmowanych przez siebie aktywności. Być może ten kurs wspinaczkowy nie jest już żadną zabawą, tylko ostrym, wyczerpującym treningiem? Może te zabawki, które miesiąc temu wciągały dziecko na długie minuty, już nie stanowią dla niego żadnej zagadki? Obserwujmy i spróbujmy dawać to, co jest wyzwaniem, ale cieszy i motywuje. No i oczywiście – w granicach rozsądku – pozwólmy czasem podjąć naszemu dziecku ryzyko. W STEAMowym podejściu chodzi przecież o to samo! Zapraszamy do aktywności i eksperymentów na miarę możliwości każdego dziecka. Nie każemy przedszkolakom różniczkować, ale prosta, zajmująca matematyka, może być ciekawym wyzwaniem.
Papert, w swojej czwartej idei, nakłania do tego, aby uczyć jak się uczyć. W edukacyjnym kontekście oznacza to przede wszystkim spojrzenie dziecka na swoją własną ścieżkę zdobywania wiedzy i wzięcie odpowiedzialności za ten proces. To znów bardzo bliskie STEAMu. Dzieci, którym pozwala się na zadawanie pytań i poszukiwanie odpowiedzi, szybko uczą się, dzięki czemu będą mogły jak najszybciej dowiedzieć się czegoś i nauczyć jak coś zrobić. Ta zasada pokazuje, że warto spoglądać z własnym dzieckiem trochę “z góry”, na to co je spotyka, i nie dotyczy to tylko nauki! Warto rozmawiać o tym, jak dziecko przeżywa różne sytuacje, co jest dla niego ważne, trudne, motywujące, zniechęcające. Dzieci – wbrew temu co się czasem wydaje nam – dorosłym, mają dość rozbudowaną samoświadomość. Często niestety tłamsimy ją, wmawiając im jak się czują czy są głodne, czy im zimno… Uczmy nasze dzieci, jak samodzielnie się uczyć – nie tylko w szkole.
Daj sobie czas – tak brzmi piąta zasada i według Paperta oznacza po prostu umiejętność oszacowania, ile czasu będziemy potrzebować na daną aktywność – z ważnym zastrzeżeniem – żeby nie pędzić na siłę. Pewnie większość z nas doskonale zna tę sytuację – jest rano, wszyscy są średnio wyspani, średnio spakowani, średnio ubrani i średnio po śniadaniu, a zegar nieubłaganie tyka i trzeba wychodzić natychmiast. Choć z edukacyjnym wymiarem dawania sobie czasu łączy się to bardzo luźno – warto mieć na uwadze wartość „zwolnienia”. Oczywiście, kiedy musimy dotrzeć gdzieś na określoną godzinę, to bardzo trudne – ale jest pewnie sporo miejsc, gdzie nasz pośpiech bywa na wyrost. Dawanie czasu, to też nie przyśpieszanie niczego w rozwoju dziecka – często patrzymy – zwłaszcza na te bardzo małe – i marzymy sobie: kiedy zacznie mówić, kiedy zacznie chodzić? Potem pewnie: kiedy zacznie samodzielnie zasypiać, sprzątać, gotować? Warto dać czas, pozwolić sobie czekać, pozwolić dojrzewać, rozwijać się – we własnym tempie. STEAMowe działania to również nie wyścig. Można zaczynać powoli, drobnymi krokami, po kawałku, na tyle na ile mamy siłę i czas.
Szósta zasada, choć w dzisiejszych czasach pewnie niezbyt popularna, brzmi: nie ma sukcesu bez niepowodzeń. Jest tutaj kilka wątków – po pierwsze ten bardzo oczywisty – nauczenie naszego dziecka, że rzeczy duże, prawdziwie satysfakcjonujące, nigdy nie przychodzą do nas ot, tak. Nauka jazdy na rowerze okupiona jest przeważnie wieloma siniakami – i nie znam dziecka, które wsiadłoby na rower i po prostu od razu pojechało przed siebie. Po drugie – możemy uczyć nasze dzieci, że nie tylko sukcesy są w życiu ważnymi lekcjami. Że równie ważne, a może nawet ważniejsze – są porażki. Nauczyć dziecko, że porażka nie musi wiązać się z karą, wyrzutami sumienia i smutkiem. Po trzecie – to, co wypływa z tej lekcji, to wyzbycie się lęku przed porażkami. Dzięki temu nasze dzieci mogą być bardziej pewne siebie, podejmować więcej wyzwań, kierować się swoim własnym wewnętrznym głosem, a nie kalkulacją, co pomoże uniknąć kary i zdobyć nagrodę. W modelu STEAM jest to kolejny kluczowy element. Niepowodzenia i konieczność weryfikowania swoich hipotez, są wpisane w STEAMową edukację. Naszym zadaniem jest pokazać, jak można pracować z porażkami, do czego je wykorzystywać i że ich ponoszenie, wcale nie czyni nas gorszymi.
Zasada siódma – praktykuj sam, co zalecasz uczniom – łączy się przede wszystkim z autentycznością. Bycie prawdziwym jest po prostu ważne – bez względu na to, o jakim kontekście i roli społecznej mówimy. Autentyczny rodzic, to ten, który nie musi mówić dziecku “a teraz powiedz: dziękuję, przepraszam” – bo sam dziękuje i przeprasza. Dzieci szybciej niż ktokolwiek wyłapują nasze maski, to, że mówimy w trzeciej osobie i chowamy się za frazesami. Warto w tym kontekście przemyśleć, czy zawsze jesteśmy sobą przy naszych dzieciach i czy im również na to pozwalamy. STEAMowa autentyczność też ma być prosta – najpierw zachwyć się sama /sam, a potem pozwól na to swoim podopiecznym.
Ostatnia zasada jest bardzo ściśle związana z technologią i brzmi: najważniejszym celem jest posługiwanie się technologią cyfrową do uczenia się teraz. Nie uczyć Worda do pisania podań w dorosłości, nie uczyć Map Google do korzystania z nawigacji, kiedy będą mieć prawa jazdy. W tej zasadzie najważniejsze jest słowo “teraz”. Obecność, uważność, czujne towarzyszenie. Te wszystkie aspekty ósmej zasady z łatwością możemy zastosować jako kryteria udanego działania również w modelu STEAM.

Autonomia ucznia

We wszystkich pracach Paperta nauczyciel to ktoś, kto stwarza dziecku wspaniałe, przyjazne warunki do rozwoju, na pierwszym miejscu stawiając szacunek do ucznia oraz uznając jego autonomię. W takim miejscu dziecko może rozwijać skrzydła: z pasją poznawać świat, bez lęku sięgać po wyzwania. To wszystko, dzięki swoim powiązaniom z ideami wielkich pedagogów, może również oferować model STEAM. Wdrożony w szkole i kontynuowany w domach, przez odpowiednie nastawienie rodziców, może dawać szanse na pokolenie mądrych, poszukujących i pewnych siebie ludzi. Warto spróbować!
 
Autorka: Anna Krawczyk, Cyfrowy Dialog
Autor Cyfrowy Dialog

Przeczytaj również